Że też nikt nie wspomniał o wściekłej gadającej gęsi!?
Ale do rzeczy. Mieszane uczucie mam wobec tego DLC. Zacznijmy może od tego że kwestia kontynuacji fabuły się nie zgadza. Tzn. Główną gre ukończyłem zakończeniem uśmiercając Sechenov'a. W związku z tym faktem, Kolektiv 2.0 nie miał prawa być uruchomiony. Nie mniej jednak w tym oto DLC dowiadujemy się że Kolektiv został zrealizowany a babcia, która zniewyjaśnionego powodu nas nienawidzi, wypowiedziała wojne Sechenov'i. Historia się nie klei. Być może miałoby to sens gdybym wybrał odwrotne zakończenie głownej gry. Nie jestem jednak w stanie tego potwierdzić ponieważ na bieżącą chwile nie sprawdziłem drugiego zakończenia. W każdym razie fabularnie mamy możliwość dowiedzieć się nieco więcej o historii i poczynaniach w zakładzie 3826.
Dynamika którą znamy z głownej gry nie ma tutaj miejsca. Została zastąpiona czymś w rodzaju areny walk gdzie co drugi krok jesteśmy zamykani w klaustrofobicznej przestrzeni z masą wrogów do wybicia. Głównie 2 nowych wrogów którch wcześniej nigdy nie widzieliśmy. Znani nam natomiast z głównej gry starzy oponenci występują tutaj bardzo sporadycznie. Do zwalczania naszych adwersarzy zabrano nam wcześniej poznane „zabawki” a na ich koszt dano dwie nowe, które niestety w praktyce są mało użyteczne. Otrzymujemy broń białą która na samym początku gry nadaje się wyłącznie jako łopata oraz coś w rodzaju minigun'u z jedynie użytecznym alternatywnym energentycznym strzałem. Po ulepszeniu łopaty mamy nieco lepszego poskramiacza lecz w konfrontacji z nowym rodzajem wroga który zawsze atakuje nas w hordzie niczym osy, użycie łopaty ma wyłącznie sens jeśli korzystamy z polimerowej tarczy. Minigun natomiast strzela dosłownie plastikowymi kulami. Zastosowanie kompletnie bezużyteczne. Jedynie energentyczny strzał wydaje się rozsądny ale znowu nie w konfrontacji z nowymi napastnikami którzy notorycznie otaczają nas na bliski kontakt. W wyniku tego bardzo szybko wróciłem do starej pompki i Zvezdochk'i. Pojawił się także nowy przedmiot zwany „karta wyrzucenia”. Owa karta po zastosowaniu w ciągu kilku sekund likwiduje wszystkich wrogów w naszym otoczeniu. Nawet użyteczne w przypadku kiedy na arenie dojdzie do zbyt dużego młynu. Prawda jest taka że gdybyśmy mieli do dyspozycji nasze stare zabawki to opanowanie tego młynu nie stanowiłoby większego wysiłku. W końcu wcześniej dostępne umiejętności służyły głównie do tzw. crowd-control. Tutaj niestety nie mamy do nich dostępu.
Tak jak w głownej grze eksploracja stała na najwyższym szczeblu tak tutaj niewiele jest do zwiedzania. Jak wyżej wspomniałem co drugi krok jesteśmy zamknięci na kolejnej „arenie walk”, która została od poprzedniej oddzielona wyłącznie korytarzem.
Przechodząc tego DLC mamy możliwość pokonania nowego boss'a który w przeciwieństwie do tych znanych nam z poprzedniej zabawy, w końcu stanowił wyzwanie. Problem w tym że pojawia się podczas gry 2x w identycznej odsłonie. Poza tym podczas naszej podróży ciągle przeszkadza nam frustrująca gadająca wściekła gęś której obecność jest na swój własny sposób niezłym żartem.
Szczerze mówiąc... Nie polecam tego DLC. Tak jak Atomic Heart jest majstersztykiem, tak niestety nie mogę powiedzieć tego samego o DLC Annihilation Instinct. Jeżeli zakupiliście grę w podstawowej wersji, nie kupujcie tego dodatku ponieważ nie jest warty swojej ceny. Jeśli zakupiliście Atomic Heart w wersji GOLD lub Ultimate to nie traćcie swojego czasu na przejscie tego dodatku. Naprawde nie warto.